Listy do redakcji (29)
Józef Poniatowski pod Sensō-ji
Późny listopad, rozświetlone stragany u stóp królowej tokijskich świątyń Sensō-ji. Po zwiedzaniu trafiamy z córką na małą lodziarnię w pasażu. Smaków i kolorów moc, wybieramy egzotyczne nuty smakowe, rozmawiając oczywiście ze sobą po polsku. Zamawiamy u przemiłej, ok. dwudziestokilkuletniej Japonki. Dziewczyna z zaciekawieniem i niewymuszoną uprzejmością dopytuje, skąd jesteśmy. „From Poland” – mówimy z dumą. Błysk w jej oku i zwraca się do nas po angielsku, że zna bardzo sławnego Polaka. Porozumiewawcze spojrzenia z córką, Japonia, wiadomo, Chopin. Dziewczyna jednak jednym tchem wypowiada, że zna takiego bohatera z Polski – Józefa Poniatowskiego. Zaniemówiłyśmy. „Książę Józef Poniatowski?” – dopytuję, czy się nie przesłyszałam, bo Japończycy wypowiadają polskie nazwiska specyficznie. „Tak, sławny Polak, bohater, generał” – odpowiada swoistym angielskim. Potwierdzamy z uznaniem i aby nie wyjść na ignorantki czy znudzone turystki, wymieniamy pisarzy japońskich – Haruki Murakamiego, Osamu Dazai i innych. Uff, trzymamy poziom, tak się pocieszam, ale ogromne zaskoczenie pozostaje.